______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 1.04.1994 ISSN 1067-4020 nr 100 _______________________________________________________________________ W numerze: Jurek Karczmarczuk - Szampana dla wszystkich! Jurek Krzystek - ... i ostrygi! Jacek Walicki - Trzy paszkwile Jurek Osipiuk - AIDS-Duesberg-HIV Neal Acherson - Zyczliwa ignorancja Jolanta Stouten - Jajka wielkanocne _______________________________________________________________________ Przyjmijcie od nas najserdeczniejsze zyczenia Wielkanocne. Niech Wam dopisze i wiosna i rodzinna atmosfera i wszystko, co polakom kojarzy sie z tym swietem, zarowno w sferze duchowej, jak i przyziemnej. Redakcja. _______________________________________________________________________ Jurek Karczmarczuk SZAMPANA DLA WSZYSTKICH! ======================== Najczcigodniejszy Czytelniku! Dotarlismy cudem jakims do setnego numeru, wypada wiec oddac poklon zwyczajom ludowym i napisac felieton okolicznosciowy. Mozna przypomniec poczatkowe dzieje <>, ktore wcale nie mialy w zamierzeniu byc magazynem, lecz raczej moderowana lista dyskusyjna. Mozna troche ponarzekac, np. ciagle nie mamy czasu, co niezwykle zdziwi przecietnego czytelnika, ktory zapewne ma go za duzo... Moze jednak sprobuje wyobrazic sobie co dalej. Jedno nie ulega watpliwosci: tzw. gazeciarstwo nie jest zajeciem dla amatorow. Mozna przez czas jakis redagowac gazetke scienna, albo elektroniczna, ale w koncu sie przezyje. Znudzi sie zarowno Czytelnikom, jak i redakcji. Przerzucimy sie na inne sposoby zuzywania wolnego (hmm...) czasu. Setny numer nie jest zadna cezura. Ci, ktorzy czytaja jedynie wersje ASCII na ekranie byc moze zauwaza tylko okragly numer i felieton okolicznosciowy, oraz kilka uwag dotyczacych zmian w dystrybucji. Jesli jednak ktos czyta wersje PostScriptowa winien zauwazyc pewien techniczny postep. Mamy wreszcie *naprawde* polska gazetke, z pelnia polskiej diakrytyki, z dzieleniem wyrazow niedoskonalym, ale nie o wiele gorszym niz w wielu czasopismach profesjonalnych, z elementami graficznymi... Coz wiecej do szczescia trzeba zapalencom-perfekcjonistom? Ktos powie: tresci, kochani, tresci! A ja na to odpowiem: o nie! Tresc jest potrzebna Wam i nam jako *czytelnikom*. Teraz chodzi o forme. Chcielibysmy, aby inicjatywy podobne do <>, a ktorych jest mrowie, od niesmiertelnych <> poczynajac, co jakis czas jednak podnosily poprzeczke i pod wzgledem prezentacji. Zeby nie mowiono, ze ambicje kulturowe to ci Polacy maja. Z nowoczesnych srodkow przekazu informacji korzystac sie nauczyli. Ale sloma z butow dalej im wylazi... Tymczasem *prawdziwych* gazet elektronicznych jest juz sporo. Pojawiaja sie czasopisma profesjonalne, np. medyczne, rozsylane wylacznie ta droga. Zwiekszanie sie przepustowosci kanalow powoduje, ze multi-media przestaly byc kosztowna zabawa. Za kilka lat gazety beda animowane i z dzwiekiem. Zatrze sie roznica miedzy prasa a telewizja. Roznica ta moze w koncu bedzie polegala na tym, ze telewizja bedzie dla tych, ktorzy wola siedziec na kanapie z drinkiem w jednej rece a zapperem w drugiej i beda biernie pochlaniac to co akurat przelaczony kanal ma do zaoferowania. A czytelnicy Nowej Prasy beda siedzieli przy swoich terminalach o rozmiarach i wadze przecietnego <> czy <>, co jakis czas, np. raz na dzien, czy miesiac, beda wtykali odpowiednia wtyczke do jakiejs dziurki w domu, czy w pracy i odbierali swoj abonament, a nastepnie beda selektywnie, hyper-tekstowo czytali to co ich interesuje. A ci, ktorzy zaplaca dodatkowo, beda mogli uniknac ladowanych nachalnie na ekran glupich reklam np. ziolowych srodkow na wieczna mlodosc i kaset video z Ludowymi Zabawami. A co, wtedy Polacy maja byc skazani na odbior tekstow produkowanych przez osoby i urzadzenia, ktore ignoruja polski alfabet? Wiec byle do przodu. To co teraz zrobilismy to jest prawie zero, nic. Ale ma byc swiadectwem, ze nam zalezy. Dziekujemy Wam wszystkim za duchowe wsparcie. Dzieki <> intensywniej czytalismy polska prase, a takze zaczelismy patrzec z nieco dojrzalsza, tolerancyjna rezerwa na rozne dziwne zjawiska w Polsce, ktore zbyt czesto wsrod Polakow z agranica budza niepotrzebnie histeryczne lub zgryzliwe reakcje. Od Was zalezy czy i kiedy ukaze sie nastepny felieton okolicznosciowy. A jesli wsrod Was znajdzie sie ktos, kto zechce przylaczyc sie do zespolu redakcyjnego, komu w przyszlosci bedziemy mogli przekazac paleczke z calym dobrodziejstwem inwentarza, zwiekszy to szanse przetrwania <>, lub jakiejs mutacji naszego projektu. Na razie prosimy o przekazywanie nam wszelkich uwag technicznych, problemow z wydrukiem, z formatem strony itp. Podkreslamy, ze automatyki w redagowaniu <> jest niewiele. Osoby piszace do nas prosbe o subskrypcje w formacie przewidzianym dla jakiegos listservera zechca wziac pod uwage, ze ich list przeczyta ludzkie oko i ludzka reka podrapie sie w ludzka glowe. Niedlugo pozwolimy sobie na krotka ankiete majaca na celu lepsza orientacje odnosnie technicznych zasobow w dyspozycji Czytelnikow i sposobu odbierania <>. Na razie pieknie dziekujemy jeszcze raz. ________________________________________________________________________ Jurek Krzystek ... I OSTRYGI! ============== Rzecz dzieje sie dawno temu, jeszcze za czasow realnego socjalizmu. W restauracji III kat. "Smakosz" klient wola do kelnera: - "Panie starszy, szampan i ostrygi!" - "A konkretnie?" - "Pol litra i ogorek". Byc moze z naszymi <> bedzie podobnie, ale mimo to robimy mala rewolucje. Od tego, setnego numeru zasadnicza wersja <> staje sie wersja PostScriptowa. Wersja ASCII bedzie jakby jej uboga siostra. Zdajemy sobie sprawe, ze wersje PS czyta mniejszosc Czytelnikow, ale tez uwazamy, ze nalezy promowac postep, podnoszac poprzeczke. W kazdym razie wyglada na to, ze stajemy sie pierwszym periodykiem polskim przenoszonym normalna poczta elektroniczna, a zachowujacym pelna polska diakrytyke, przenoszenie wyrazow itp. Zachecamy do czytania wersji PS - wyglada *duzo* lepiej niz wersja ASCII. Przewidziane sa w niej rowniez ilustracje, o ile uda sie opanowac ich kodowanie bez zbytniego rozszerzenia objetosci numeru. Plik PostScriptowy daje sie czytac z ekranu przy uzyciu programow, tzw. <>, ktore sa dostepne w <>. Oczywiscie najladniej wyglada na papierze. Wierzymy, ze laserowe drukarki PostScriptowe staja sie coraz dostepniejsze, szczegolnie na uniwersytetach. Z braku drukarki PostScriptowej, <> daja sie wydrukowac rowniez na zwyklej drukarce laserowej, a takze na drukarkach typu Ink-Jet, czy zwyklych mozaikowych, pod warunkiem posiadania odpowiedniego oprogramowania, n.p. <>, dostepnego publicznie. Wydruk niestety nie bedzie tej samej jakosci. Wraz ze zmianami, o ktorych wyzej, dokonuja sie pewne zmiany w dystrybucji. Otworzylismy u siebie serwis anonymous FTP. Adres bedzie podawany w stopce, ale warto go podac i tutaj: k-vector.chem.washington.edu (128.95.172.153). Bedzie to nasze *oficjalne* redakcyjne archiwum, gdzie beda przechowywane *wszystkie* numery <>. Poniewaz w najblizszej przyszlosci czeka nas zmiana twardego dysku polaczona ze zmiana systemu operacyjnego komputera, moga nastapic chwilowe przerwy w pracy tegoz. Prosimy o cierpliwosc i wyrozumialosc. Po upewnieniu sie, ze nowy system jest stabilny, zainstalujemy rowniez <>. <> beda dostepne jak dotad na innych serwerach (AGH w Krakowie, "Poniecki" w Berkeley i "Laserspark" w Australii), ale byc moze z pewnym opoznieniem. W kazdym przypadku najpewniejsza metoda otrzymywania ich *na biezaco* bedzie bezposrednia subskrypcja, albo pobieranie ich z k-vectora. Przestawienie sie na wersje PostScriptowa z polska diakrytyka implikuje, ze teksty nadsylane do nas powinny miec zakodowane polskie litery. Sluzymy wszelka pomoca i informacja jak to robic. Zamieszczone w niniejszym numerze artykuly byly w duzej czesci pisane jeszcze *przed* decyzja przejscia na pelna diakrytyke, mielismy sie wiec okazje przekonac, ile dodatkowej pracy kosztuje przerabianie *gotowego* tekstu. Nie jest to praca ponad ludzkie mozliwosci, ale tez nie jestesmy w stanie tego robic regularnie. W przyszlosci byc moze powstanie slownik wyrazow zawierajacych znaki diakrytyczne i sprawe uprosci. Po wszelkie informacje natury technicznej prosimy pisac do Jurka Karczmarczuka, ktory jest glownym technicznym autorem dokonujacych sie zmian. ________________________________________________________________________ Jacek Walicki TRZY PASZKWILE ============== *Paszkwil na Akademie* Wiedza jest warunkiem koniecznym dla sukcesu - jednostki i grupy. Tradycyjnie, od pieciu wiekow, zrodlem tej wiedzy jest Akademia. Jednak, jak pisze <>, "today, the knowledge is too important to be left to academics." Jeszcze trzydziesci lat temu Akademia byla uosobieniem kolektywnej madrosci, zrodlem rozwiazan spolecznych i technologicznych. Spoleczenstwa przekonane zostaly, ze obfite lozenie na wyzsza edukacje, i to podwojnie, z podatkow, i wlasnej kieszeni jest niezbednym elementem nowoczesnego panstwa. Niestety, te pieniadze zostaly w wiekszosci roztrwonione, lub wrecz sprzeniewierzone. Bo jak inaczej okreslic lozenie przez ciezko pracujacych ludzi na grupe spoleczna, ktora sie domaga pieniedzy, przywilejow; a jednoczesnie odmawia rozliczania sie z tychze i wynikow. Nie wszyscy oczywiscie, nie wszyscy... Znakomita wiekszosc. I te uwagi odnosze w rownej mierze do Akademii angielskiej, niemieckiej, amerykanskiej, polskiej... Nieszczesciem jest tez to, ze ponure wzorce roszczeniowych postaw przenoszone sa do krajow trzeciego swiata, ktore funduja sobie cudactwa a la OxBridge. Akademia jest sobie sama winna. Udaje, ze potrafi byc odpowiedzia na potrzeby edukacji i nauki, dla wszystkich i wszedzie. Chce prowadzic wielodyscyplinarne badania, uczyc literatury i tolerancji, stanowic podstawe przemyslowych parkow (np. NC Research Triangle, i podobne) itp. itd. Zadna sensownie dzialajaca firma (czy wytwarzajaca, czy uslugowa) nie pozwolilaby sobie na tak niejasna misje. Zatem to, ze Akademia ma marne wyniki na kazdym z wymienionych frontow nie powinno nawet dziwic. Jest to fizycznie niemozliwe. Lozenie na nauke/research/edukacje tak jak sie to odbywa w ciagu ostatnich 30-40 lat musi sie zmienic. W ciagu ostatnich dziesieciu lat przemysl zwiekszyl dotacje na akademicki research czterokrotnie (ponad 1 miliard $ rocznie). Z tymi pieniedzmi wiaza sie znacznie "ciasniejsze" metody kontroli i zarzadzania, oraz zwracanie uwagi na rezultaty. I bardzo dobrze. Jezeli setki tysiecy pracownikow nauki domaga sie niezaleznosci, ktora sie moze nalezala Albertowi E. w Princeton, to jest to absurd. Wszelkie gornolotne slogany o edukacji przyszlych pokolen nie przykryja faktu, ze Akademia (tj. szkoly tzw. wyzsze) robi to w tak marny sposob, ze nie zasluguje na nic tylko na dobrego, solidnego, otrze>>zwiajacego kopa. A jesli chodzi o poprawianie bytu ludzkiego i korelacje pomiedzy edukacja a mierzalnymi efektami, to znacznie bardziej potrzebne jest lozenie pieniedzy na szkolnictwo podstawowe i srednie (i to glownie na dziewczeta). Te kraje, ktore tak wlasnie funkcjonuja (Korea Pld., Japonia) wydaja duzo na szkolnictwo ogolne, a malo na uniwersyteckie. Bo w skali makro nie jest tak wazny statosferyczny poziom kilku rozpieszczonych "geniuszkow" jak ogolny poziom wyksztalcenia mas. Tak - mas. Dowiedzione jest takze, ze najlepszym srodkiem kontroli populacji jest stopien wyksztalcenia dziewczat. Ale to inna dyskusja... *Paszkwil na Przemysl* Akademia to godny starzec - kostyczny, uparty, przekonany o swojej wyzszosci, otoczony podobnymi sobie, wiec niezdolny do krytycznego spojrzenia i zatem zmiany. Przemysl natomiast to psychotyczny mlodzian. Pozadajacy okrutnie, czesto na oslep, i bez ogladania sie na konsekwencje; rownie zdolny do wytrwalej pogoni za dziewiczym celem, co do ambarasujacej impotencji i chybionej produkcji. Firma ma jeden cel - maksymalizacje zysku. Instynkt podpowiada bestii, ze osiagnie to poprzez totalna dominacje rynku. Wszystkie dzialania sa temu podporzadkowane. Jasnosc celu sprzyja efektywnosci dzialania. Jest to jednak efektywnosc drwala uzywajacego olbrzymiej maszyny do trzebienia lasu. Pada go duzo i szybko, a drwal, ktory tak "efektywnie" zadanie wykonal, zostaje bez pracy. Choc to przyklad konkretny, to i tez analogia na dzialanie wielu firm. Jednoczesnie wielkie firmy zachowuja sie jak rozpuszczone nastolatki. Dwie wielkie firmy najpierw wykonuja ornamentalny taniec godowy prowadzacy do 35-miliardowego zwiazku, a potem nagle wszystko odwoluja, zwalajac to na krzywe spojrzenie Wuja Sama. Wyrachowane, ale histeryczne i egoistyczne zachowanie. I to bez zadnego przejmowania sie tym, ze tysiace zyc, rodzin sa w takich ukladach pomiatane jak nic nie znaczace liscie... Firma przez to, ze jest tak efektywna w swoich dzialaniach, tyranizuje jednostki i panstwo domagajac sie <> dla swoich dzialan, niby w imie dobra jednostki. Efekty indolencji przemyslowych bonzow sa przerazajace. A za ich bledy i krotkowzrocznosc placa zawsze podatnicy. Bezposrednio, tracac prace, i posrednio, gdy firmy szantazuja panstwo domagajac sie pokrycia swych strat. W 1980 suma miliarda dolarow za wyciagniecie Chryslera z tarapatow wydawala sie ogromna. Dziesiec lat po>>zniej kryminalne zachowanie, glupota, chciwosc i nieodpowiedzialnosc bonzow finansowych doprowadzily do zalamania sie systemu <>, co kosztuje podatnikow ok. 300 miliardow dolarow (a moze i piecset). Efektywnosc (<>) przemyslu amerykanskiego bije w tej chwili inne kraje uprzemyslowione (Japonia jest na poziomie 90%, Niemcy ok. 70%). Pieknie, ale jak to osiagnieto? Glownie przez zwiekszona eksploatacje zredukowanej bazy roboczej. Czyli - mniej ludzi robi wiecej, za mniejsze pieniadze. Czy maja sie lepiej? A rozwarstwienie spoleczne (dochodowe) nastepuje szybko. Zwlaszcza w Polsce - najszybciej ze wszystkich krajow wschodnioeuropejskich. Czy taka ma byc cena za ponad tysiacprocentowy przyrost na mizernej polskiej gieldzie? Dyskusja na powyzszy temat jest trudna. Zwlaszcza w obliczu triumfalnego marszu kapitalizmu przez swiat. Zwlaszcza ten wschodni. Wielu ma pawlowowski odruch - jak nie "kapitalizm", to znaczy "komunizm". Co oba pojecia maja oznaczac, nie jest wazne. Koniec dyskusji. Mam jednak nadzieje, ze nie... *Paszkwil na Inteligencje* Inteligencja wszedzie taka sama. <> i tyle. Ale cos w tej polskiej jest innego. Prawie zaden inny kraj nie mial w XX wieku takiego odplywu emigracyjnego, a w tej rzece glowny nurt to "inteligencja". Nie oznacza to, ze emigracyjna inteligencja to wiekszosc polskiej inteligencji, lub ze definiuje ona Polske; ale na pewno ta emigracja, inteligencka przynajmniej, Polske odzwierciedla. No i coz widzimy? (tu i tam)... Polska inteligencja nie wie, skad sie wywodzi ani dokad dazy. W duzym stopniu jest to zasluga polskiego szkolnictwa; ale rownie istotne jest wrecz chroniczne lenistwo intelektualne reprezentowane zwlaszcza przez najmlodsze pokolenie. Zreszta nie ma sie czemu dziwic - gdy tylko 6% Polakow ukonczylo jakies studia. Zaraz pewnie tez uslysze, ze przeciez te 20 czy 30% z innych krajow to sie do *nas* nie umywa, wiec i tak jestesmy lepsi... No wlasnie - mamy niezbite przekonanie o wlasnej wyzszosci, przy jednoczesnie bardzo marnej znajomosci swiata, jego historii i wlasnej historii tez. Mamy demokratycznie wybranych przedstawicieli, ktorzy, poza kilkoma wyjatkami, wykazuja zenujace nieprzygotowanie do roli - rzadzenia, czy li tylko zarzadzania. Spojrzmy glebiej. Jezeli polska inteligencja znika dzisiaj, to czym byla wczoraj? Otoz, w swej masie, istniala pozornie. W znacznej mierze byla to warstwa prawdziwie pasozytnicza, nie w tym wyswiechtanym marksistowskim sensie, ale praktycznie. Ukazem cale spoleczenstwo lozylo na wyksztalcenie grupy, ktora uwazala sie za uprzywilejowana i tych przywilejow warta. Byloby to smieszne, gdyby nie bylo prawdziwe i szkodliwe. Janusz Mika (<> nr 98) pisze o tym, jak polska inteligencja rozmywa sie gwaltownie i wtapia w warstwe srednia. Uwazam, ze jest to bledna analiza sytuacji. Polska inteligencja zawsze byla wlasnie tylko warstwa srednia, ale z pretensjami do wyzszosci, i bez pozytywistycznych zdolnosci prawdziwej warstwy sredniej. Janusz Mika powtarza frazes o roli inteligencji jako straznika polskiej kultury. Sadzac po efektach, straznik przespal wielokrotne wlamania, gwalty i podpalenia. Albo moze jednak jest i bylo tak, ze to nie inteligencja ma prawo uzurpowac sobie pozycje nosnika czegokolwiek?... Niektorzy, Janusz M. wsrod nich, wymieniaja jednostki, ktore odegraly ogromna role w tworzeniu i kontynuacji polskiej kultury. Ale wlasnie - jednostki. Nie ma ich rola nic wspolnego z domniemana, a praktycznie nigdy nie spelniona, rola tzw. "polskiej inteligencji". Rafal Maszkowski [piszacy czesto na soc.culture.polish - przyp.red.] w swoim .sig ma celnego Leca - cos o tym, ze opinia publiczna powinna byc zaambarasowana swoim nieistnieniem. Tak naprawde ta obserwacja znakomicie odnosi sie do polskiej inteligencji. Jacek Walicki Fort Collins Marzec 1994 __________________________________________________________________ Jurek Osipiuk AIDS-DUESBERG-HIV =================== Oficjalna historia AIDS (Acquired Immunodeficiency Syndrome) rozpoczela sie 12 lat temu. Wtedy to, w 1982 roku scharakteryzowano nowa chorobe zakazna wystepujaca wsrod homoseksualistow i osob bioracych dozylnie narkotyki. Rok pozniej dwa laboratoria, niezaleznie od siebie, jedno w USA, drugie we Francji, wyizolowaly nowy wirus z grupy retrowirusow (grupa wirusow stosujaca RNA, zamiast DNA, do przechowywania informacji genetycznej). Zasugerowano rowniez, ze wirus ten, nazywany obecnie wirusem HIV (Human Immunodeficiency Virus) moze byc przyczyna AIDS. W kwietniu 1984 roku oficjalnie potwierdzono te sugestie. Dane szacunkowe na temat ilosci przypadkow AIDS nie sa zgodne i podaja od 0.5 do 2 milionow chorych. Zas liczbe osob zakazonych wirusem HIV w 1993 okreslano nastepujaco: Afryka Srodkowa i Poludniowa > 8 mln Azja Poludniowa/Poludniowo-wschodnia > 1.5 mln Ameryka Lacinska i Karaiby 1.5 mln Ameryka Polnocna > 1 mln Europa Zachodnia 0.5 mln Afryka Polnocna i Bliski Wschod > 75 tys. Europa Wschodnia i Azja Srodkowa 50 tys. Azja Wschodnia i polnocny Pacyfik > 25 tys. Australia i poludniowy Pacyfik > 25 tys. Poczatkowa reakcja organizmu ludzkiego na zakazenie wirusem HIV jest typowa dla zakazen wirusowych. Przez kilka tygodni po infekcji wirus szybko sie rozmnaza az do chwili, gdy organizm zacznie wytwarzac specyficzne przeciwciala (zwykle po 3-8 tygodniach od infekcji). Zatrzymuje to rozwoj wirusa i liczba jego czasteczek spada do bardzo niskiego poziomu. Az do wystapienia choroby AIDS (przecietnie po 10 latach od infekcji) wirus HIV pozostaje w organizmie w postaci utajonej - prawdopodobnie DNA kodujace informacje genetyczna wirusa jest zintegrowane z ludzkim DNA. Glownym efektem pojawienia sie AIDS, obok uaktywnienia wirusa HIV, jest zmniejszenie ilosci limfocytow CD4+ (grupa bialych krwinek nazywana tez limfocytami wspomagajacymi T). Zanik tych komorek prowadzi do obnizenia kontroli wytwarzania przeciwcial, co zwieksza podatnosc organizmu na zakazenia mikroorganizmami i na rozwoj nowotworow. Prawdopodobnie efekt ten jest glownym czynnikiem umozliwiajacym rozwoj syndromu AIDS. Wlasnie to obnizenie odpornosci organizmu umozliwia rozwoj jednej z 26 chorob AIDS (tj. 26 roznych chorob rzadko wystepujacych bez udzialu wirusa HIV), ktore sa bezposrednia przyczyna smierci chorych (przecietnie 11 lat od chwili infekcji wirusem HIV). Nieznany jest mechanizm dzialania wirusa. Mimo pokazania w warunkach laboratoryjnych bezposredniego niszczenia komorek CD4+ przez wirus HIV, nie potwierdzono wystepowania tego zjawiska w zywych komorkach ludzkich. Nie jest obecnie znany zaden lek badz szczepionka skuteczna w zwalczaniu AIDS. Amerykanski lek AZT, uznawany przez dlugi czas za najbardziej skuteczny w spowolnianiu rozwoju choroby, okazal sie po badaniach w Europie calkowicie nieskuteczny. Ilosc znakow zapytania nie zmniejsza sie pomimo ogromnych wydatkow (ostatnio 2-4 miliardy $ przez sam rzad USA) i ilosci publikacji (ponad 60 000). **************************** Glowna postacia mojej wypowiedzi jest Peter Duesberg, profesor biologii molekularnej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Jest on czlonkiem amerykanskiej Akademii Nauk i zaslynal z kontrowersyjnych, ale prawdziwych pogladow w dziedzinie wirusologii i genow wywolujacych nowotwory. Sam Duesberg nie pracuje w laboratorium i swoja wiedze na temat AIDS czerpie z publikacji innych badaczy. Od 1987 roku twierdzi on, ze wirus HIV nie ma nic wspolnego z wywolaniem AIDS. Jako punkt wyjsciowy przeciwko hipotezie laczacej HIV i AIDS uznal on nastepujace spostrzezenia: 1. HIV bylby pierwszym wirusem, w ktorego przypadku test na obecnosc przeciwcial u chorego byl wskaznikiem choroby (od niedawna wyznacznikiem choroby AIDS jest obnizenie ilosci komorek CD4+). Powodowalo to automatyczne zaszeregowanie kazdego chorego do syndromu AIDS, jesli stwierdzono u niego przeciwciala przeciw HIV. Zwykle obecnosc specyficznych przeciwcial w organizmie swiadczy o zwalczeniu choroby, a w tym przypadku AIDS pojawia sie po 10 latach od chwili zakazenia i zneutralizowania wirusa HIV przez przeciwciala. 2. HIV bylby pierwszym retrowirusem wywolujacym choroby u ludzi. U ludzi wystepuje zwykle od 100 do 150 retrowirusow (w formie utajonej, tak jak HIV, ale zwykle w wiekszych ilosciach). Ponadto retrowirusy zwykle nie zabijaja zakazonych komorek. 3. Wskaznik smiertelnosci oceniany w przypadku infekcji wirusem HIV jest o 50 - 100% wiekszy niz w przypadku pozostalych wirusow ludzkich. 4. Wirus HIV po zakazeniu i unieczynnieniu przez przeciwciala pozostaje w organizmie w postaci utajonej. W czasie rozwoju choroby AIDS, HIV wystepuje w 1 na 500-3000 limfocytow T. Daje to srednia 0.1% zakazonych komorek. Szybkosc regeneracji komorek wynosi co najmniej 3% w ciagu 2 dni, czyli w czasie jaki jest potrzebny wirusowi HIV by zakazic nowa komorke. 5. W Ameryce Pn. i Europie Zach. AIDS atakuje teoretycznie najsilniejsza czesc spoleczenstwa tj. mezczyzn w wieku 20-40 lat. Faktycznie jednak 62% chorych na AIDS to homoseksualisci, 32% - stosujacy narkotyki dozylnie, 2% - osoby po transfuzji krwi, 1% - hemofilicy. Pozostale 3% to glownie noworodki. Opierajac sie na statystykach opracowanych przez siebie, Duesberg rozdziela calkowicie dwie epidemie AIDS: jedna w Ameryce Pn. i Europie Zach., druga w Afryce. Epidemia w Afryce dotyczy calej populacji i jest rowno podzielona pomiedzy plcie i grupy wiekowe. Choroby AIDS w Afryce sa typowymi chorobami na tym kontynencie: glownie goraczka, biegunka, gruzlica, "slim desease". Nie wystepuje w Afryce zapalenie pluc wywolane przez pierwotniaka <>, ktore stanowi 50% przypadkow AIDS w Ameryce, przy czym pierwotniak ten wystepuje w organizmie kazdego czlowieka. Zaskakujace sa roznice w prawdopodobienstwie wystapienia AIDS wsrod osob zakazonych wirusem HIV. Wg Duesberga w Ameryce srednia roczna liczba przypadkow AIDS stanowi 3-4% grupy osob zakazonych wirusem HIV, w Afryce zas - 0.3%. Czyli sredni czas pomiedzy zakazeniem, a rozwinieciem AIDS musialby byc 10 razy dluzszy w Afryce niz w Ameryce. Jednym z glownych zarzutow Duesberga wobec teorii AIDS jako choroby wirusowej sa niezgodnosci z postulatami Kocha. Pierwszy postulat mowi, ze wirus pojawia sie w kazdym przypadku choroby i w ilosci wystarczajacej by wywolac chorobe. Wg Duesberga ilosc wirusa jest niewystarczajaca, by zniszczyc ilosc komorek porownywalna z iloscia komorek nowopowstajacych. Ponadto, rozne publikacje podaja sprzeczne ilosci wirusa HIV u chorych. Czasami ilosc wirusow w okresie utajenia jest wyzsza niz w czasie rozwoju AIDS. Duesberg rowniez podaje przypadki AIDS bez obecnosci wirusa HIV i przeciwcial przeciw HIV u chorych. Drugi postulat Kocha mowi, ze czynnik chorobotworczy nie powinien wystepowac w innych chorobach. W przypadku AIDS jest to trudne do okreslenia, gdyz AIDS grupuje 26 roznych chorob, ktore moga tez wystepowac samodzielnie. Wg Duesberga, choroby te zostaly sztucznie zgrupowane. Kazda grupa chorych na AIDS ma "wlasne" choroby i prawdopodobienstwo rozwiniecia AIDS po zakazeniu HIV. U homoseksualistow zwykle wystepuje miesak Kaposiego przy ryzyku wystapienia AIDS wynoszacym 4-6%, narkomani - gruzlica; 4-6%, hemofilicy - zapalenie pluc, przypadkowe zakazenia; 1-2%, chorzy po transfuzji - zapalenie pluc, przypadkowe zakazenia; 50%, noworodki - zespol otepienia ("dementia"), zakazenia bakteryjne; 25%. Trzeci postulat mowi, ze po izolacji wirusa i zakazeniu nim zdrowej osoby, powinny wystapic objawy choroby wirusowej. Od 1983 roku zakazono wirusem HIV ponad 150 szympansow. Pomimo wykrycia przeciwcial przeciw HIV, zaden z szympansow nie rozwinal choroby AIDS. I znowu Duesberg podaje publikacje opisujace przypadkowe zakazenia wirusem HIV u ludzi i brak wystapienia AIDS. Duesberg krytykuje dane, na ktorych opiera sie hipoteza HIV-AIDS. Twierdzi on, ze wiele wynikow jest niepowtarzalnych - istnieja doniesienia o niewystepowaniu wczesniej opisanych zjawisk, jak np. bezposredniego niszczenia komorek CD4+ przez wirus HIV, czy tez aktywacji wirusa w czasie rozwoju choroby AIDS. Zarzuca on tez brak odpowiednich badan kontrolnych - badan wsrod osob nie zakazonych wirusem. Duesberg zaprzecza rowniez temu, ze HIV jest nowym wirusem. Wg niego procent spoleczenstwa amerykanskiego zakazonego wirusem ustabilizowal sie na poziomie 0.4%, co swiadczy, ze wirus ten wystepuje w Ameryce od dawna. Jakie w takim razie moga byc powiazania pomiedzy HIV a AIDS? Duesberg nazywa HIV pasazerem choroby AIDS. Z chwila oslabienia systemu odpornosciowego poprzez AIDS, uaktywnianych jest wiele mikroorganizmow, ktore byly skutecznie hamowane przez sily organizmu i pozostawaly w utajeniu. HIV jest tylko jednym z wielu takich organizmow. Co powoduje AIDS wg Duesberga? Odrzuca on mozliwosc, ze AIDS jest choroba zakazna badz wirusowa. Zrodlem AIDS w Ameryce mialoby byc nadmierne stosowanie lekow i narkotykow. Duesberg laczy pojawienie sie AIDS ze wzrostem "spozycia" narkotykow po wojnie w Wietnamie. W przypadku samej kokainy, stosuje ja regularnie okolo 8 milionow Amerykanow. Wsrod stosujacych "twarde" narkotyki przoduja mezczyzni w wieku 20-40 lat, czyli grupa spoleczenstwa najbardziej narazona na AIDS. Uzycie narkotykow w medycynie rowniez znacznie wzroslo. Amerykanskie pogotowia ratunkowe w latach 80-tych 24-krotnie zwiekszyly uzywanie lekow opartych na kokainie. Wsrod homoseksualistow popularne sa afrodyzjaki oparte na azotanach. Chetnie tez siegaja oni po tradycyjne narkotyki. Przyczyna rozwoju AIDS wsrod hemofilikow moze byc skumulowanie chemicznych badz tez naturalnych czynnikow w preparatach, ktore musza oni przyjmowac. Nawet AZT, uznawany do niedawna za lek przeciw AIDS, uwazany jest przez Duesberga jako czynnik stymulujacy AIDS. Wg Duesberga jedyna logiczna mozliwoscia wyjasnienia rozwoju epidemii AIDS jest opracowanie hipotezy zaleznosci AIDS od stosowania lekow i narkotykow. Swego czasu Duesberg wypowiedzial poglad, ze HIV to mily kotek ("pussycat"), i ze z checia podda sie zastrzykowi z wirusem HIV (byle by nie pochodzil z laboratorium Roberta Gallo, wspolodkrywcy wirusa HIV i wspolwlasciciela patentu na test na AIDS w oparciu o obecnosc przeciwcial przeciw HIV). Nic mi nie wiadomo o dalszych losach tego zastrzyku. Czy mozna wierzyc jednemu badaczowi wystepujacemu przeciw kilkudziesieciu tysiacom innych badaczy HIV i AIDS? Szanse sa znikome, ale trudno odmowic logiki wywodom Duesberga. Ostatnia jego publikacja o AIDS w malo znanym czasopismie <> (1992) zajmuje ponad 60 stron (Duesberg zamiescil podziekowanie edytorowi - Davidowi Shugarowi z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN w Warszawie - za odwage w zaakceptowaniu do druku tak kontrowersyjnej pracy). Ostatnia jego liczaca sie publikacja o AIDS ukazala sie w lutym 1991 w <>. Nastepnej publikacji o AIDS w tym czasopismie odmowiono mu, pomimo ze jest czlonkiem Akademii Nauk USA. Rok temu odmowiono Duesbergowi prawa do dyskusji w czasopismie <>. Odmowiono mu tez odnowienia grantow na dzialalnosc jego laboratorium. -------------------------------- "Disclaimer": Nie jestem specjalista od HIV i AIDS. Wstep do artykulu oparlem na tym, co przeczytalem o AIDS w publikacjach do 1993 r. Czesc "srodkowa" - na wymienionej publikacji Duesberga z 1992. Mimo powszechnej niewiary w poglady Duesberga, trzeba jednak pamietac o jego ogromnym wkladzie do badan onkogenow i retrowirusow. Jurek Osipiuk __________________________________________________________________________ "Polityka" 19/1993; wpisal J. K-ek Neal Ascherson ZYCZLIWA IGNORANCJA =================== Dlaczego Brytyjczycy nie rozumieja Polski W czasie ostatniej wojny Ksawery Pruszynski, ktory stacjonowal w Szkocji, pisal, ze nadzwyczajna sympatia Polakow i Szkotow brala sie glownie z wzajemnego nieporozumienia. Polacy byli przekonani, ze Szkoci to... odmiana Anglikow. Wkrotce jednak odkryli, ze gospodarze wpadali w dzika wscieklosc, kiedy im o tym powiedziec. Z kolei Szkoci sadzili, ze Polacy to... rodzaj Rosjan. Nie musze dodawac, jak Polacy reagowali na takie dictum. W. Brytania i Polska sa przyjaciolmi, podpisze sie pod tym kazdy. Choc do 1989 r. owa przyjazn przekuwano w czyn na dosyc skromna skale. I jak wiekszosc przyjazni, nie mowiac o porywach serca, pozostaje ona osobliwa mieszanka sympatii i nieporozumienia. Przyjaciele, zdarza sie, robia sobie swinstwa oraz bywaja nielojalni, ci wcale nie sa wyjatkiem. Brytyjczycy nie znaja Polski; czesto jest to ignorancja gleboka. Polska znajomosc Brytanii jest glebsza, przez co bywa bolesna, czasami zas prawdziwy obraz przeslaniaja pobozne zyczenia. Ale jak z przyjaznia - aby krzepla, trzeba ja nieustannie kultywowac. W. Brytania, tak jak dawny Commonwealth, jest panstwem wielu narodow. Angielskie kontakty z Polska byly przed 1939 r. nikle, ograniczaly sie do dyplomacji. Szkoci - przeciwnie, maja dluga historie zwiazkow z Polska. Poczawszy od szkockiego osadnictwa w XVI i XVII w. po niezapomniane lata czterdzieste, kiedy armia polska stacjonowala w Szkocji (a Szkotki w pewnym wieku nigdy tego nie zapomna). Ale tez Anglia, dominujaca w panstwie brytyjskim, narzucila swoja nieznajomosc Polski wspolczesnym czasom, w wielu dziedzinach. Spelniony nacjonalizm nigdy nie zrozumie nacjonalizmu niespelnionego, nie jest w stanie pojac emocji narodu pozbawionego panstwa. Polska od czasu rozbiorow musiala szukac swojego miejsca na mapie, szukac swej tozsamosci narodowej: stopniowo wylaniala sie jako prawie jednorodne panstwo slowianskie w piastowskich granicach. Brytyjska historia toczyla sie wowczas calkowicie odmiennie: "Anglia" stala sie wowczas "Brytania" na mocy unii anglo-szkockiej z 1707 r. Imperium osiagnelo swoje apogeum pod koniec XIX i na poczatku XX w., zas po jego upadku nastapil masowy naplyw imigrantow z dawnych kolonii, z Azji i Karaibow, ktory uczynil z Brytanii spoleczenstwo wieloetniczne. Z tej odmiennosci biora sie roznice kulturowe, odmienne spojrzenie w przyszlosc; nawet jesli powszechnie nie uswiadamiane, to rzutujace na swiadomosc polityczna. Przyczyny brytyjskiego niezrozumienia Polski sa przynajmniej trzy. Byla i czwarta, natury podstawowej, zawarta w pytaniu: Czy Polacy na pewno istnieja, ale mniej wiecej po wojnie stracila na znaczeniu. Pierwsza przyczyna ma aspekt geopolityczny: Polska, owszem, istnieje, ale polskie aspiracje bywaly niewygodne dla brytyjskiej polityki zagranicznej, przeto odmawiano im powagi, na przyklad podczas Konferencji Wersalskiej, albo kiedy Churchillowi zalezalo, aby Stalina utrzymac w antyhitlerowskiej koalicji. Kiedy indziej polskie aspiracje byly uznawane i wspomagane, jak w Pazdzierniku 1956 r., czy (dyskretnie) kiedy kanclerz Adenauer roscil pretensje do polskich ziem zachodnich, badz tez w ostatniej dekadzie komunistow, w latach 1981-89. Brytyjczycy nie potrafili zrozumiec, ze przez caly czas aspiracje te sa jednakiej natury, wynikajacej z potrzeby niepodleglosci i narodowego bezpieczenstwa - czy to wygodne dla Londynu, czy nie. Istnieje takze "niezrozumienie kulturowe". Na przyklad wieksza czesc brytyjskiej lewicy nie mogla sobie poradzic z fenomenem "Solidarnosci". Byl to ruch robotnikow walczacych o samorzad, a wiec postepowy. Ale byl to tez ruch narodowy, odrzucajacy slowo "socjalizm", otwarcie lojalny wobec Kosciola katolickiego, a wiec reakcyjny. Brytyjska socjaldemokracja, caly ruch labourzystowski, nie mial pojecia o mysli chrzescijanskiej XX w., tak jak ignorowal neostalinizm po XX zjezdzie KPZR. Nie oswiecila tez zbytnio ironiczna uwaga bylego premiera Torysow, Harolda Macmillana, ktory telewizyjne migawki z Gdanska skomentowal tak: "jak to milo ogladac robotnikow na kolanach...!" Warto wreszcie wspomniec o dwoch niezrozumieniach natury politycznej. Brytyjczycy - i nie tylko oni w zachodniej Europie - nie potrafia docenic umiaru i powsciagliwosci Polakow. Romantyczny mit powstanczy ciagle bierze gore. Tradycja pozytywistyczna, nakazujaca umiarkowanie, unikanie ekstremow, nie przekracza polskich granic. A przeciez Polske ratowalo to, ze niczego nie doprowadzila do konca, po niemiecku, od a do z. Sanacja byla lagodniejsza i rozsadniejsza w czynach niz w slowach; polski stalinizm nie zabrnal w wielkie procesy pokazowe ani nie przeprowadzil skutecznie kolektywizacji; nawet stan wojenny 1981 r. - byl wystarczajaco surowy, aby Polacy zaczeli nienawidziec wladzy, ale nie na tyle, aby poczuli strach. Kolejny przyklad - to stosunki polsko-zydowskie, ktore w oczach wiekszosci Brytyjczykow dyskredytuja Polakow. Ale kto w W. Brytanii, za wyjatkiem kilku historykow, staral sie zrozumiec, ze byla to szczegolna - niewygodna, ale i zarazem, powiedzialbym, intymna - symbioza? Tolerancja i nietolerancja, przyjecie i odrzucenie. Kto jest w stanie wyjasnic londynczykom, ile oba narody nauczyly sie od siebie? I ze Polacy - jak powiada Milosz - przejeli idee narodu wybranego i mesjanistycznego poslannictwa; a Zydzi (scislej mowiac: jedna z wplywowych grup w bogatej mozaice zydowskiej mysli politycznej) - zapozyczyli od Romana Dmowskiego idee egoizmu narodowego i moralnej nadrzednosci kategorii narodu, czyniac z niej linie przewodnia Likudu. Po wizycie Hanny Suchockiej w Londynie stosunki polsko-brytyjskie wydaja sie lepsze niz kiedykolwiek. Zniesienie obowiazku wizowego zamknelo epoke skandalicznego ponizania Polakow, narazania ich na kaprysy brytyjskiej biurokracji. Najbardziej niebezpieczny brytyjski produkt eksportowy: fanatyczna, ekstremalna wersja wolnorynkowej doktryny thatcheryzmu, ktora nigdy nie zostalaby zaakceptowana w W. Brytanii - nie przyniosla Polsce zbyt wielkich szkod. Tym niemniej nadal wiele jest polskich spraw, ktorych nie uswiadamia sie w Londynie. Na przyklad uwaza sie tam - a polscy politycy odwiedzajacy Londyn ponosza po czesci wine za te iluzje - ze spoleczny entuzjazm wobec perspektywy przylaczenia do Wspolnoty Europejskiej jest tak silny jak w 1989 r. Uczciwiej byloby ostrzec Brytyjczykow, ze ow entuzjazm gasnie, o oczywista obojetnosc i powolnosc Wpolnoty, odczuwane przez spoleczenstwo, sluza coraz bardziej jako argument nacjonalistycznej opozycji. Czy Brytyjczycy uswiadamiaja sobie role scislych zwiazkow Polski z Zachodem, ich wage dla pokoju i bezpieczenstwa calej Europy? Zachod nie ma pojecia na temat wagi delikatnych polskich stosunkow z Litwa, Bialorusia i Ukraina. Nie bierze sie pod uwage, jak owocne byloby dla Polski prawdziwe partnerstwo z Ukraina; a z kolei jak straszliwie niebezpieczne, gdyby ktorys kolejny polski rzad odgrzebal demagogiczne hasla o mniejszosciach, utraconych ziemiach i miastach, w duchu starych marzen Pilduskiego. Tylko niewielu politykow w Londynie - i w Brukseli - zdaje sobie sprawe, ze Polsce grozi izolacja; w najlepszym razie. To oni wskazuja na anachronicznosc procedury przyjmowania nowych czlonkow Wspolnoty; uwazaja, ze wpierw - i to wkrotce - Wspolnota powinna pomyslec o pewnej formie politycznego czlonkowstwa Polski, pozostawiajac kwestie pelnej integracji gospodarczej na pozniej. Ale tego rodzaju glosow nie slyszy sie zbyt wielu. No i na koniec pozostaje kwestia "uwarunkowan". Zdaniem takich politykow jak minister spraw zagranicznych Douglas Hurd kazdy kraj ubiegajacy sie o czlonkowstwo we Wspolnocie musi gwarantowac pelny pluralizm demokratyczny i wolnorynkowa gospodarke. Hans-Magnus Enzensberger jest autorem koncepcji "italianizacji". Otoz jego zdaniem spoleczenstwo, jesli czuje, ze zagrazaja mu bledy politykow, zaczyna sie samorzutnie bronic; rozsadni ludzie "robia swoje", nie zawsze placa podatki i nie calkiem przestrzegaja praw, ktore uwazaja za absurdalne. Enzensberger uwaza, ze politycy to postacie z marginesu spolecznego, niczym alkoholicy, hazardzisci czy skinheadzi; calkowicie odcieci od realiow zycia zasluguja co najwyzej na wspolczucie lub leczenie, a juz w najmniejszym stopniu na to, zeby ich sluchac. Polska miedzywojenna miala swoj piewiastek "italianizacji"; gdyby przesledzic wylacznie historie polityczna, trudno byloby zrozumiec, skad sie wziely wielkie dokonania gospodarcze i spoleczne tamtego okresu. Nie chce uchodzic za pesymiste, ale prawdopodobnie bf polskie zycie polityczne jeszcze dlugo bedzie burzliwe, nieprzewidywalne i pelne klotni. To na powierzchni; pod powierzchnia - widac to juz wyraznie - powstaje klasa "budowniczych". Potezna grupa menedzerow i prywatnych przedsiebiorcow nie pogodzi sie latwo z mysla, ze blazenstwa politykow mialyby przekreslic plany, jakie maja wobec kraju i wlasnej przyszlosci - w dziedzinie gospodarki, infrastruktury, rozwoju spoleczenstwa obywatelskiego, narodowej kultury. A to oznacza ograniczony respekt dla wladzy i jej postanowien - nawet jesli ta wladza jest teraz demokratyczna. Wiele zatem bedzie sie dokonywac "pomimo rzadu" i za jego plecami; wiecej pewnie niz "za jego sprawa". Ale tez tradycja "polskich sprzecznosci" tyle razy ratowala kraj z opresji, co doprowadzala do ruiny. "Italianizacja" - a moze raczej praktyka francuskiej IV Republiki - moga calkiem przystawac do polskich realiow. Istnieje jednak grozba totalnego niezrozumienia Polski. W koszmarnych snach jawi mi sie taki scenariusz: codzienna burza w zyciu politycznym pewnego dnia zamienia sie w potezny sztorm; arbitralne zawieszenie Sejmu, dekrety zamiast ustaw, zamkniecie tytulow prasowych niewygodnych dla wladzy. Jesli nastapila "italianizacja" spoleczenstwa, straty beda ograniczone; polityczny melodramat niewiele bedzie w stanie zaszkodzic "prawdziwym" procesom spolecznym. W takim przypadku przejsciowy kryzys demokracji nie pociagnie za soba istotnych kosekwencji (chyba, ze doprowadzi do dyktatury jednej partii, co wydaje sie nie do pomyslenia). Caly szkopul w tym, ze Zachod pojmie to opacznie. W. Brytania na przyklad, potraktuje taki kryzys demokracji niezwykle powaznie, dochodzac do wniosku, ze Polska na trwale "zeszla z demokratycznej drogi". "Uwarunkowania" (Douglasa Hurda) oznaczaja, ze drzwi do integracji europejskiej zamkna sie z trzaskiem. Nastepstwem bedzie polityczna i gospodarcza izolacja; za proznosc grupki politykow odpokutuja najlepsi. Tragedia omylek, do ktorej wcale nie musialoby dojsc - gdybysmy sie rozumieli. ---------------------------------------- Neal Ascherson, Szkot, dziennikarz i publicysta pracujacy w londynskim "Independent" od lat interesuje sie polska historia i wspolczesnoscia. Autor "Polskiego Sierpnia, co sie stalo w Polsce" wydanego w 1982 r. w Londynie. Artykul napisany specjalnie dla "Polityki". _________________________________________________________________________ Jolanta Stouten JAJKA WIELKANOCNE ================ Gdy na Wielkanoc bialo bedzie masla malo Ze Swietami Wielkanocnymi zwiazane jest wiele przyslow i porzekadel ludowych, jak i wiele obrzedow, ktorych glownym obiektem jest jajko. Jajko jako symbol obfitosci, plodnosci i odradzajacego sie zycia istnieje tak dlugo jak dlugo istnieje czlowiek z jego magia, wierzeniami i obrzedami religijnymi. Do uznania jajka jako symbolu odradzania sie zycia przyczynila sie obserwacja przyrody i zachodzacych w niej cyklicznie przemian. Magiczna moc jajek najsilniej objawiala sie wczesna wiosna, gdy w sposob naturalny pojawialy sie one w ptasich gniazdach. Jajkiem - malowanym i zdobionym magicznymi znakami i symbolami - otaczano cmentarze, wkladano je w szpary scian domow i zagrod, umieszczano pod progiem i u powaly, by w ten sposob wzmocnic plodnosc ludzi i zwierzat. Kult jajka siega czasow starozytnych, kiedy wierzono, ze bogowie stworzyli czlowieka na podobienstwo swoje, by sluzyl im z pokora i zaufaniem, obdarzal podarkami i skladal ofiary, by pozyskac ich przychylnosc lub ukoic ich gniew. Ulubionym przez bogow darem ofiarnym bylo mieso zwierzat, chleb, owoce, napoje i wlasnie jajka. Dziekczynne ofiary misternie ukladano na oltarzu-stole by bogowie mogli spozywac je w sposob mistyczny w atmosferze adoracji, cichych modlitw, zaklec wypowiadanych przez kaplana i slodkiej woni kadzidel. Bardzo szybko tez czlowiek przyswoil sobie zwyczaj obdarowywania siebie nawzajem prezentami z okazji roznych uroczystosci niezwiazanych z kultem, np. narodzin, slubu czy pogrzebu. W kulturach indochinskich powszechny byl zwyczaj wkladania jajka w usta zmarlego. Zwiazane to bylo z wierzeniami, ze jajko pomoze duchowi zmarlego szybciej opuscic wlasna powloke cielesna i szybciej odrodzic sie w innej postaci. W kulturach slowianskich najczestszym prezentem z okazji slubu byly przepieknie zdobione w tresci magiczno-erotycznej jajka, ktore mialy zapewnic nowozencom liczne potomstwo i dobrobyt. Rysowano, a nawet jeszcze we wczesno-chrzescijanskich czasach malowano, na nich rozne koguciki, rozdzki weselne, dzieci, fallusy, swastyki i inne magiczne symbole szczescia, plodnosci i milosci. Wraz z przyjeciem chrzescijanstwa wiekszosc znakow i symboli magicznych dawnych religii byla stopniowo przez Kosciol eliminowana, ale nie samo jajko. Zwyczaj wzajemnego obdarowywania sie pisankami i kraszankami byl poczatkowo z cala bezwzglednoscia potepiany przez ksiezy. Synod z 1420 r. nakazywal duchownym: "Zabraniajcie aby w drugie i trzecie swieto wielkanocne mezczyzni kobiet a kobiety mezczyzn nie odwazali sie o jajka i inne podarki lupic...". Z biegiem czasu pisanki i kraszanki z wiara w ich magiczna i rezurekcyjna moc zostaly zaadoptowane przez chrzescijanstwo. Panny na wydaniu z okazji Swiat Wielkiejnocy szykowaly pisanki i kraszanki by w drugi dzien swiat obdarowac nimi wybranych mlodziencow. Dziewczeta przygotowywaly cale kopy kraszonych jajek, ktore pozniej zawijaly w haftowane w zielone listki, galazki i koniczynki serwetki. Przy nadarzajacej sie okazji naklanialy do przyjecia daru wybranych kawalerow i zjedzenia w obecnosci dziewczyny przynajmniej dwoch pisanek. Oj bida dziewczynie, ktorej wybrany zjadl tylko jedna pisanke. Bardziej zapobiegliwe albo niezbyt pewne swojego czaru panny co niedziele dostarczaly ukochanemu tuzin kraszonych jajek, by - jak powiadano - chlopak nie oziebl w uczuciach. Chlopak musial pozniej zrewanzowac sie zaproszeniem dziewczyny na tance lub kupnem tuzina kolorowych wstazek. Za niemoralne natomiast uznawano obdarzanie jajkami wiecej niz jednego mlodzienca. Podobnie za niemoralne uchodzilo przyjmowanie od panny innego niz pisanka podarunku. W drugi dzien swiat okoliczna kawalerka rozpoczynala dyngowanie, czyli chodzenie po domach, skladanie zyczen, spiewanie piosenek i przyspiewek o tresci czesciej pikantnej i zartobliwej niz naboznej. "Przyszlismy tu po dyngusie, Ale nas tez nie opusccie, Plackow, jajek nie zalujcie, Bo jak nic nie dostaniemy, Wszystkie garnki potluczemy". Gospodynie dziekowaly, zapraszaly do komory i obdarowywaly kawalkami mazurkow, bab, sekaczy wielkanocnych, pisankami, wedlina i innym rodzajem wysmienitego jadla. Dla kawalerow szukajacych zony byla to nie lada gratka nie tylko do skonfrontowania zdolnosci kulinarnych przyszlych malzonek, ale i oceny zaradnosci i ich stanu majatkowego. Bardzo szybko malowane i kraszone jajko z wiejskiej zagrody i mieszczanskiego stolu trafilo na ksiazece i monarsze dwory w postaci najbardziej misternych arcydziel sztuki zlotniczej. Harmonijna proporcja i smukly ksztalt jajka staly sie natchnieniem nie tylko artystow rzezbiarzy i snycerzy, ale rowniez zlotnikow i jubilerow. W ich pracowniach powstawaly prawdziwie unikalne arcydziela sztuki "jajko-podobnej". Jedno z najwiekszych arcydziel sztuki zlotniczej opuscilo paryska pracownie Jeana-Jacquesa Duca w roku 1770. Byla to zlota inkrustowana kadzielnica w ksztalcie jajka wykonana dla carycy Rosji Katarzyny II. Kadzielnica ta stala sie pozniej inspiracja tworcza dla XIX wiecznych zlotnikow. W 1774 roku Katarzyna II zamowila u zlotnika wiedenskiego zlota (w ksztalcie jajka) papierosnice wysadzana diamentami, rubinami i szmaragdami. Ten skromny wielkanocny prezent przeznaczony byl dla jej owczesnego faworyta Grzegorza Aleksandrowicza Potiomkina. Ale prawdziwy rozkwit sztuki zlotniczej inspirowanej ludowa wielkanocna pisanka i kraszanka przyniosl dopiero wiek XIX. Z pracowni zlotniczej Karola Faberge w Petersburgu wyszly nie tylko takie arcydziela jak Pierwsze Cesarskie Jajko Wielkanocne (1885), ktorym car Aleksander III obdarowal swoja malzonke Elzbiete, czy tez Koronacyjne Jajko Wielkanocne (1897), podarunek cara Mikolaja II dla zony Aleksandry. Rosyjskie Wielkanocne Jajka-Niespodzianki Faberge'a odznaczajace sie niespotykanym pieknem formy, dokladnoscia detalu i niezwykla delikatnoscia obrobki, zyskaly miedzynarodowe uznanie i staly sie ozdoba i pozadaniem nie tylko dworu rosyjskiego czy innych dworow monarszych Europy i Azji, ale rowniez rekinow finansjery europejskiej i amerykanskiej. Jajka te stanowily wazny element polityki panstwowej i ekonomicznej Zwiazku Radzieckiego. Obalenie monarchii rosyjskiej i zmiana ustroju w 1918 roku spowodowaly, ze zlote precjoza i bizuteria, a w tym rowniez i jajka wielkanocne Faberge'a staly sie zrodlem pozadanych dewiz nowopowstalego panstwa socjalistycznego. Jako ciekawostke, zupelnie nie zwiazana z tematem, podam, ze pierwsza nieoficjalna wyprzedaz "zlotych trofeow" miala miejsce w Moskwie i Leningradzie juz w dwa lata po obaleniu monarchii. Dochod z niej zostal przeznaczony na pokrycie wydatkow zwiazanych z wojna z Polska. Natomiast decyzja o rozpoczeciu Pierwszego Planu Piecioletniego (1927) byla sygnalem do nastepnych poloficjalnych wyprzedazy rosyjskich arcydziel sztuki zlotniczej na gieldach Londynu, Paryza i Berlina za smiesznie niska cene wynoszaca okolo 60% ich wartosci. Pierwsza taka aukcja odbyla sie u <> w Londynie 16 marca 1927 roku. A oto bibliografia, ktora posluzyla mi do napisania tego tekstu: 1. J. Keller, W. Kotanski, Z. Poniatowski, W. Tyloch, B. Kupis, <>, Iskry, Warszawa 1968. 2. I. Gilewska, <>, Wroclaw 1967. 3. Z. Gloger, <>. 4. <>, Wroclawskie Towarzystwo Naukowe, Wroclaw 1963. 5. A. von Solodkoff, <>, New York 1988. 6. H. C. Bainbridge, <>, London 1974. 7. A. Bruckner, <>. --------------------------------- I jeszcze skorupka od TEXnika dyzurnego: milosnicy prawdziwej sztuki filmowej nie zapomna niezwykle istotnej roli, jaka odgrywaja jajjka Faberge w arcydziele pt. "Octopussy", w ktorym James Bond ratuje po raz n-ty nasza cywilizacja prze zakusami skorumpowanego sowieckiego generala. Nie zapomnimy tez nigdy, ze to dzieki jajkom dinozaurow wydzarzyly sie te potworne nieszczescia, ktore przysporzyly chwaly Spielbergowi i przez ktore z pewnoscia doczekamy sie "Parku Jurajskiego II", gdy tylko rezyser zejdzie z Olimpu. J.K_uk. _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu Adresy redaktorow: bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1994). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP; adres: (128.95.172.153). ____________________________koniec numeru 100___________________________ .